
Tarcza antykryzysowa obejmująca pewne ulgi dla pożyczkobiorców miała na celu pomóc osobom, które zaciągnęły zobowiązania. Niestety wpłynęła ona niekorzystnie na działalność firm pożyczkowych. Niektóre firmy zmuszone były zawiesić swoją działalność, a prognozy nie są zbyt dobre, gdyż prawdopodobnie doprowadzi to do konieczności zamknięcia pewnych instytucji. Ważnym punktem tarczy antykryzysowej były zwłaszcza wakacje kredytowe, jednakże oznaczały one nie tylko pogorszenie sytuacji całej branży, ale także spowodowały kłopoty obywateli.
Nowe przepisy obejmujące pożyczki z tarczy antykryzysowej
Według nowych przepisów koszty pożyczek miały wynieść 21 procent dla tych udzielanych na powyżej 30 dni, natomiast 5 procent, jeśli chodzi o pożyczki chwilówki udzielane na czas do 30 dni. Co ważne, nie mogą być one wyższe od 45 procent kwoty całkowitej kredytu. Według instytucji pożyczkowych taka specustawa źle wpływa na model biznesowy i powoduje konieczność likwidacji części sektora pożyczek pozabankowych. Oznacza to, że wiele osób nie będzie mogło skorzystać z takiego źródła finansowania. Rynek nie zdążył również przygotować się do tak radykalnej zmiany, a przez obniżenie kosztów pozaodsetkowych firmy nie mają nawet jak pokryć swoich kosztów operacyjnych. W dobie kryzysu ponadto koszty operacyjne nie maleją, ale rosną.
Branża pożyczkowa popada w ruinę
Nałożone limity dały o sobie szybko znać. Firmy pożyczkowe musiały ograniczyć sprzedaż pożyczek (w kwietniu nawet o 80 procent), natomiast niektóre instytucje zakończyły swoje funkcjonowanie. Doprowadziło to do zwolnień wielu pracowników, a także obniżek pensji osób zatrudnionych. Z problemami borykają się również firmy będące pośrednikami finansowymi czy te świadczące usługi windykacyjne. Według szacunków wiele firm nie przetrwa najbliższego roku, a pracę stracić może nawet ok. 40 tysięcy złotych.
Znane na rynku instytucje podliczają straty i pracują nad planem przetrwania trudnego okresu
Na rynku największe firmy działające w branży finansowej to: Wonga, Vivus i Provident. Ich sytuacja nie jest zbyt dobra i już zauważają one większą stratę niż w roku 2019. Jeśli chodzi o firmę Vivus, zarząd oczekuje, że strata na koniec roku 2020 będzie wyższa, niż w roku 2019, która wówczas wynosiła 50 mln złotych. Instytucja stara się ciąć koszty między innymi poprzez zwolnienia i zmniejszenie ilości akceptowanych wniosków o pożyczki. Vivus jednak odznacza się dosyć niskimi kosztami swojej działalności, więc ma dużą szansę pozostać na rynku. Tak samo postąpił zarząd firmy Provident, który również ograniczył do minimum swoje wydatki, jednak jest pewien co do przetrwania firmy. Także Wonga dostosowuje się do kolejnych rozporządzeń, musiała ona znacznie ograniczyć swoją ofertę, kierując ją jedynie do osób wiarygodnych.
Wiele polaków bez możliwości zaciągnięcia pożyczek
Niektóre osoby straciły dostęp do finansowania, jest to więc duży problem, nie tylko dla firm, ale i dla całego polskiego społeczeństwa. Polacy, zamiast sprawdzonych instytucji muszą podejmować współpracę z lombardami czy niestety wybierać lichwiarskie pożyczki, na bardzo niekorzystnych warunkach. Jest to więc duże niebezpieczeństwo, dla wszystkich osób, które nie mogą skorzystać z legalnych i zaufanych firm pożyczkowych.
Stabilna pozycja jedynie dużych firm pożyczkowych
Giganci w tej branży przetrwają, pomimo tego, że oni również będą musieli liczyć spore straty. Niestety mniejsze firmy nie mają szans, a większość spółek widocznie redukuje dostępność pożyczek. Instytucje, które przetrwają tak wielki kryzys, będą musiały oszacować to, czy posiadają wystarczające zaplecze finansowe, które umożliwi im utrzymać płynność pomimo pokaźnych strat. Po roku limit kosztów pozaodstetkowych musi zostać przywrócony do wcześniejszego poziomu, wówczas firmy będą mogły efektywnie działać na rynku. Co ważne, cała branża pożyczkowa przed wybuchem pandemii obsługiwała w naszym kraju nawet 4 miliony klientów i płaciła około 2 mld złotych podatków rocznie, zatrudniając przy tym 40 tysięcy osób.